RECENZJA: Katy Perry – Witness

Od albumu Prism, który ani trochę nie powalał i wszyscy krytykowali z każdej strony, minęło trochę czasu. Po pięciu latach Katy Perry postanowiła wydać kolejny. Przy okazji zmieniła swój wizerunek ścinając czarne włosy i stała się blondynką. Z aktualną fryzurą może nawet przypominać Miley Cyrus. Blondwłosa piosenkarka, podczas powstawania Witness mocno skupiła się też na polityce wspierając kandydaturę Hilary Clinton na prezydenta USA. Wielu myślało, że jej kolejny krążek będzie bardziej dojrzalszy i poważniejszy od pozostałych, które skupiały się na dobrej zabawie. Nowe oblicze, nowy wizerunek, nowa bajka. Czy rzeczywiście tak się stało?

Nigdy do Katy mnie nie ciągnęło. Piosenkarka z marnym głosem, która swoimi hitami zdobyła listy przebojów. Jednak o dziwo wśród jej piosenek zawsze potrafiłam znaleźć coś dla siebie. Trochę czasu mi zajęło, by wziąć się za nowy krążek. W tym czasie czytałam i słyszałam o nim, że nie ma tu cukiereczków. Jest bardziej mrocznie. I tak dalej, i tak dalej… Nawet po okładce można było to stwierdzić. Dzięki niej amerykańska wokalistka dostała nawet przydomek „Marilyn Monroe with a monster truck”.

Pierwszy na liście pojawia się tytułowy Witness. Spodobał mi się. Jest przyzwoitym początkiem. Niestety im dalej, tym gorzej. Choć są przystanki, nieliczne, a jednak całkiem dobre. Jednym z nich jest przesączony politycznymi zwrotkami nawołującymi do sprzeciwu Chained To The Rhythm. Disco – dancehall’owy kawałek jest moim ulubionym ze wszystkich znajdujących się na albumie. Bardzo często grał w moich słuchawkach. Skip Marley, który towarzyszy piosenkarce, swoją częścią jeszcze więcej dodał błysku singlowi. Bon Appétit stworzony wraz z triem Migos, choć na początku nie przypadł mi do gustu, dzięki teledyskowi zmieniłam o nim zdanie.

Czy coś jeszcze mi się spodobało? A owszem, choć odrobinkę mniej od wyżej wymienione piosenki. Roulette wprost hipnotyzuje euro synth-pop’owym brzmieniem. Natomiast Miss You More, jedna z ballad, uracza pianinem zmiksowanym wraz z elektroniką. Nigdy bym nie przypuszczała, że taka mieszanka tak dobrze może brzmieć. Przebija przez niego nostalgiczny smutek i można się zastanawiać, co ten utwór robi wśród innych tu nam zaprezentowanych?

Strasznie natomiast irytuje mnie Swish Swish, którym zachwyca się spory tłum słuchaczy. Ja nie słyszę w nim nic ciekawego. A najgorszy jest tam refren. Electropopowa kompozycja o głupim tekście to odpowiedź Katy na Bad Blood Taylor Swift. I pewnie dlatego zdobyła jeszcze większy rozgłos. Wspiera ją tu Nicki Minaj. No i dostało się zadziorny hicior, który podbije listy przebojów i cluby na świecie. Hey Hey Hey i feministyczne Power  także trochę zraziły mnie do tego wydawnictwa. Tsunami natomiast strasznie się dłuży i ma się wrażenie, że nie ma tu końca. Natomiast Mind Maze jest zbyt przekombinowane. Nadaje się jedynie do kosza.

Prawdę powiedziawszy, ten album bardzo mnie wymęczył. I było wiele chwil, że chciałam go wyłączyć. Wprost nie lubię elektronicznych brzmień, które sprawiają, że Witness staje się wręcz „pusty”. Ranią moje uszy. Na dodatek zastosowano tu zbyt dużo autotune’a. Wszystko niestety wyszło na jedno kopyto. Nie potrafiłam czasem odróżnić piosenek od siebie, bo brzmią jednolicie. Pewna jestem tego, że kolejny raz ta płyta u mnie nie zagra. Z przykrością informuję, że metamorfoza Katy Perry się nie udała.

Najlepsze: Chained To The Rhythm, Bon Appétit, Roulette, Miss You More
Najgorsze: Swish Swish, Hey Hey Hey
Ocena: Star_full.svg11px-Star_half.svg11px-Star_empty.svg11px-Star_empty.svg11px-Star_empty.svg11px-Star_empty.svg

19 uwag do wpisu “RECENZJA: Katy Perry – Witness

  1. Mnie też nigdy nie ciągnęło do Katy pod względem albumowym, ale niektóre single swego czasu wręcz kochałem. Do dziś lubię „I Kissed a Girl” czy „Hot N Cold”.

    Co do „Witness”, to niespodzianki nie ma – nie sprawdziłem tego albumu, chociaż mnie kusił. Właśnie „Swish Swish”, które dla odmiany bardzo lubię – to perfekcyjny, klubowy numer. Liczę, że teledysk rozkręci tę piosenkę na listach, bo póki co jest słabo. „Chained To The Rhythm” i „Bon Appetit” z kolei na początku mnie nie zachwyciły i w sumie daleki od zachwytów jestem, natomiast po którymś przesłuchaniu wkręciły mi się lekko. Czołówka moich ulubionych piosenek Katy jednak to nie jest.

    Reasumując – album jest mi obojętny.

    http://tojestlista.blogspot.com/

    Polubienie

  2. Płyty całej jeszcze nie słuchałam,tylko dwie piosenki które lecą w radiu, podobają mi się,ale głównie dlatego że Córcia bardzo je lubi :-), metamorfoza nie bardzo mi się podoba, choć zawsze coś innego a nie wszech obecna blond lub ciemno włosa piękność. Okładka płyty niestety nie przypadła mi do gustu. Pozdrawiam

    http://spicetki.blog.pl/

    Polubienie

  3. Miałam podobne odczucia, na początku słuchałam i zastanawiałam się, po co ja to sobie robię. Wreszcie wyłapałam kilka fajnych momentów takich jak „Swish Swish” (dla mnie rewelacja) czy „Tsunami”. Mimo wszystko według mnie to najsłabszy album w dorobku Perry.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

  4. Chyba już dawno nie spotkałam się z albumem, którego recenzje byłyby tak odmienne. Jedni twierdzą, że nie jest taki zły, a drudzy że nie sposób tego słuchać. Ja należę do tej pierwszej grupy. Wprawdzie przy pierwszym podejściu mi się nie podobał, ale z każdym kolejnym go bardziej doceniłam. Szczególnie dlatego, że Katy nigdy mi się specjalnie nie podobała pod względem muzycznym, a Witness daleko do jej poprzedniej twórczości 🙂
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis
    http://www.reckless-serenade.blog.pl

    Polubienie

  5. Może kiedyś dojdę do tego albumu i go przesłucham, chociaż ja nawet nie zdążyłam przesłuchać poprzedniego xD jakoś single mnie nie zaciekawiły, tu znnam tylko jeden i też nie zachęca.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do RECENZJE – Me, Myself & Music Anuluj pisanie odpowiedzi