RECENZJA: Meghan Trainor – Thank You (Deluxe Edition)

Kiedy świat zachwycał się All About That Bass i jego twórczynią ja miałam wyrąbane na to wszystko. Jednak, kiedy wyszedł debiutancki album Meghan Trainor sięgnęłam do niego z ciekawości i bardzo mi się o dziwo spodobał. Po niespełna roku dostajemy drugie wydawnictwo zatytułowane Thank You. Jest to podziękowanie piosenkarki w stronę jej fanów. Przy okazji piosenkarka przefarbowała włosy na czarno. A jak wiadomo, u kobiety kiedy zmieni fryzurę, znaczy, że coś w jej życiu się zmieniło. Meghan postanowiła, bardziej być gwiazdą pop, porzucając stary styl, sądząc po tym co parę dni temu nam zaprezentowała. No właśnie… Co my tu mamy?

Szczerze powiedziawszy, to nic szczególnego.Choć piosenkarka publikowała niektóre utwory wcześniej, ja nie chciałam ich jeszcze poznać. Jedynie puściłam sobie single. Najpierw był NO, który przypomina jeden z przebojów Britney Spears czy Christiny Aguilery. Od razu go polubiłam. Może dlatego właśnie, że przypomina dawne czasy. Następnym singlem został Me Too. Jest, no co tu dużo mówić – okropny. Ten elektroniczny bit pasowałby do will.I.am’a. Na dodatek zmiksowany z gospelowymi nutami. Zdecydowanie go omijam.

Better w duecie z Yo Gotti zdecydowanie przypadł mi do gustu. Ten lekki utwór zawierający rytmy w stylu reggae i R&B to najmocniejszy punkt krążka. Dalej jest niestety źle. Hopeless Romantic, brzmi strasznie pospolicie. Nie dość, że tekst jest prosty to jeszcze ta ładna, wkurzająca, słodka balladka zagrana na ukulele. W podobnym stylu dostajemy Just a Friend To You. Coś dla nastolatków. Ja niestety tego nie kupuję, bo nie jestem już w tym wieku. Swingowe i narcystyczne I Love Me, to kolejny featuring. Tym razem słyszymy rapera LunchMoney Lewisa. Raczej do tańca nie porywa. Swój głos Meghan pokazuje w kolejnej wolnej kompozycji Kindly Calm Me Down. Niby ok, ale jakoś czegoś tu brakuje. Może więcej emocji? Ten utwór brzmi pusto.

Znalazły się tu też dwa dedykowane utwory. Jeden dla fanów, tytułowy Thank You oraz dla mamy Meghan – Mom, które znalazły się na deluxie. Pierwszy z nich, gdyby znalazł się na standardowej wersji, podwyższył by jego ocenę. Drugi został wzbogacony o konwersację z mamą Trainor. Nie są to jakieś smęty, ale pogodna piosenka. Jeszcze tylko brakuje tu skowronków. I to właśnie mi się podoba. Instrumenty zostały użyte w pozytywny sposób.

Dalej dostajemy feministyczne Woman Up. Szczerze powiedziawszy, to porwał mnie. Energetyczny, przy którym chce się ruszyć z kanapy. Champagne Problems czyli Walkashame vol 2, to kolejna porażka, która aż razi wciśniętym elektronicznym bitem.

Podsumowując: wynudziłam się przy tej płycie, że aż po prostu chciało mi się spać. Za każdym odsłuchem krążka ledwo co wytrzymywałam do końca. Z mojej strony nie obejdzie się porównań do Title. Tamta była taka… radosna. A tu jakby Meghan zabrakło energii. Równia pochyła. Raz jest dobrze a raz nie. Ciężko to wszystko ogarnąć. Jej wokal niestety też nie wypada najlepiej. Rażą też teksty. Wokalistka ciągle śpiewa o tym samym: o akceptacji swojego wyglądu, miłostkach a przecież jest tyle ciekawszych tematów. Zrobiła z różnych stylów muzycznych mix. I wyszedł z tego bajzel. Ja na razie podziękuję pannie Trainor i pożegnam się z tym wydawnictwem na pewno na dłuuugi czas.

Najlepsze: Better, Thank You, Woman Up, No
Najgorsze: Hopeless Romantic, Me Too, Champagne Problems
Ocena: Star_full.svgStar_full.svg11px-Star_half.svg11px-Star_empty.svg11px-Star_empty.svg11px-Star_empty.svg

18 uwag do wpisu “RECENZJA: Meghan Trainor – Thank You (Deluxe Edition)

  1. A tak się zastanawiałam nad przesłuchaniem tej płyty dzisiaj. Dziękuję za ostrzeżenie (zwłaszcza, że dwie promujące piosenki nie przypadły mi do gustu).

    Polubienie

  2. Średnio znam jej muzykę, kilka kawałków ostatnio przesłuchałam, co jest zdecydowanie za mało, żeby oceniać artystkę. Uwielbiam jej kawałek z Johnem Legend.

    Polubienie

  3. Nie znosiłem „All About That Bass” i nie znoszę wciąż. Przez ten numer z mały entuzjazmem obserwowałem poczynania Meghan, chociaż jakoś w styczniu spodbało mi się „Dear Future Husband”. Ale kiedy nadeszło „NO” – zakochałem się w tej kompozycji. Jest świetna, takiego popu oczekuję od współczesnych twórców! „Watch Me Do” jeszcze jest super. Numer z Yo Gottim do sprawdzenia, skoro polecasz 🙂

    http://this-is-the-chart.blogspot.com/

    Polubienie

  4. „No” to jeden z najbardziej wkurzających piosenek, jakie ostatnio słyszałam. Bardziej podoba mi się „Me Too”. Może kiedyś sięgnę po więcej.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Arco Iris Anuluj pisanie odpowiedzi